Czytam, więc jestem, uwielbiam się przemieszczać, i nie ważne czy samolotem, czy rowerem,zapamiętywać chcę - sercem i aparatem, a żyć nie mogę bez książek, podróży, roweru, spacerów, rozmów i moich licznych pasji. Dzięki hektolitrom herbat wszelakich wypijanych codziennie trzymam się jakoś w pionie:)

W razie pytań lub chęci kontaktu: malamo@op.pl :)

Warto przeczytać


23/08
2025

Lipiec na rowerze

 Tegoroczny lipiec jaki był wszyscy wiemy. Pogodowo był kiepski ( czytaj beznadziejny ) i szczerze mówiąc, dawno tak źle nie było, ja to chyba nawet takiego lipca nie pamiętam. Co za tym idzie równie złe było moje rowerowanie bo chociaż było przyjemne tak jak zawsze, to jednocześnie było skomplikowane. Padające regularnie i intensywnie deszcze zmuszały mnie do wybierania asfaltu, a ten lubię średnio, zamiast jakże przyjemnych, prowadzących przez łąki, lasy i pola tras, które tak wielbię! 


 W tym roku planowałam kupno nowego roweru bo ten stary jest już naprawdę wysłużony, towarzyszył mi dzielnie i wiernie prawie przez dekadę, od jakiegoś czasu mam problem z przerzutkami co sprawia, że aby wjechać pod górkę muszę użyć wszystkich swoich sił a kiedy już na nią wjadę mam ochotę z niej zjechać i wracać do domu, taka jestem zmęczona. Całe szczęście, że przeznaczone na nowy rower oszczędności wydałam na te bardziej i mniej spontaniczne podróże bo żadna to radość mieć nowy rower i trzymać go w piwnicy. Dobrze się stało, że z tych pięniędzy zostało mi już tylko wspomnienie a raczej cała masa pięknych wspomnień z różnych stron naszego jakże cudnego kontynentu.



 Żadna to tajemnica, że jeśli chodzi o rower to rekordów w tym roku nie pobiłam. No dobra, część winy biorę na siebie bo często mnie w domu nie było, w lipcu byłam przecież w Budapeszcie, w Bergen i krótko ale jednak, w Trójmieście. Tak czy siak moje rowerowe lipcowe przygody można policzyć na palcach, może nawet jednej ręki. Na szczęście sierpień jest w tym temacie dużo, dużo lepszy i już teraz mogę Wam zdradzić, że dwa razy pobiłam rowerowy rekord życia! Wynosi on teraz 75,5 km a jego przejechanie zajęło mi niecałe cztery godziny. Oczywiście wycieczka trwała dłużej bo ja, jak już jadę trochę dalej, to zawsze z przerwami w najpiękniejszych miejscach a nie, że tylko pedałuję i nic więcej. U mnie jest zawsze z przygodami.


 Trasy rowerowe mam zacne a najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie ma wycieczki rowerowej żebym się z tego łutu szczęścia nie cieszyła. Chociaż regularnie powielam znane już szlaki, łącząc je sobie w różny sposób, to zawsze jadę przez siebie z zachwytem. Lasy, łąki, jeziora, moja plaża nad Łabą i przepiękna trasa wzdłuż rzeki, mijam sarny, bociany, czaple, konie, owce a ostatnio dwa razy trasę wzdłuż Łaby przeszedł mi bóbr. Miałam już przecież milion sposobności, żeby się do tych przyrodniczych dobrodziejstw przyzwyczaić ale i tak za każdym razem wpadam w zachwyt absolutny. 


 Jadę przed siebie, po lewej mam rzekę, po prawej las, co jakiś czas mijam stada owiec, nad sobą mam niebo w najpiękniejszym odcieniu niebieskiego i wiecie co? W tym momencie spokojnie mogłabym startować w konkursie na najszczęśliwszego człowieka świata. W głowie się nie mieści ilość cudów, które mam na wyciągnięcie ręki ( chociaż w przypadku roweru trafniejsze wydaje się stwierdzenie, że na wyciągnięcie nóg ), ot tak, za darmoszkę, bez żadnego wysiłku i starań.


 Nie wiem co ja bym bez tego mojego roweru zrobiła; obawiam się, że hurtową ilość radości i fajnych wrażeń, jakich mi dostarcza, ciężko byłoby zastąpić czymś innym. W prostym, dobrym i zwykłym życiu tkwi ogromne źródło mojej codziennej szczęśliwości, chociaż rower to przecież nic takiego. Cieszę się, że nie mam wobec codzienności wygórowanych wymagań a to co mi się przytrafia, kiedy jadę na rowerze, te wszystkie piękne niebka, obłoki i wszechobecna zieleń, zaspokaja oczekiwania jakie mam od zwykłej codzienności. 


 Każdy ma swoje ulubione uniesienia a mnie bardzo cieszą te, kiedy rower niesie mnie w świat.



Komentarze

  1. 75 km? o matko! brawo Ty!
    Piękne te plenery, nie dziwi mnie, ze nieustannie zachwycają o każdej porze roku.
    Ciekawe, jaki będzie nowy rower? masz jakiś na oku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam kilka ale wśród tej decyzji stały pozostaje jedynie kolor: seledynowo - miętowy 😀. Może Kross, może Cube, do następnej wiosny podejmę decyzję. Jesień i zimę spędzę jeszcze na tym starym.
      Fajnego tygodnia!

      Usuń
  2. Ja co prawda na rowerze nie pedałuję (no czasami na treningowym stacjonarnym na sali kardio), ale doskonale rozumiem ten zachwyt rzeczami małymi, powszechnymi, aby nie rzec powszednimi. |Często chadzam na spacery doskonale mi znanymi trasami i za każdym razem zachwyca mnie moje piękne miasto, często chodzę nadbrzeżem i nieodmiennie zachwyca mnie widok morza w połączeniu z widokiem nieba, a do tego piasek (jeden warunek niewielka ilość ludzi, co rzadko, ale się rano zdarza). W Parku Oliwskim bywam średnio dwa trzy razy w miesiącu i za każdym razem robię dziesiątki, jak nie setki zdjęć, bo ten kwiatek taki cudny, a to odbicie wodne takie ciekawe. Robiłam porządki w zdjęciach i z folderu Park Oliwski musiałam z bólem serca pousuwać setki zdjęć, bo już mi się nie mieściły, a widzę, że jak się raz przypnę do ładnego widoczka to zauważam go za każdym razem i na nowo fotografuję. I powtórzę za jotką - 75 km? wow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nawet mnie to 75 km zdumiewa tym bardziej, że poszło łatwo i niezwykle przyjemnie a te kilometry w ogóle nie były zamierzone.
      W ogóle mnie nie dziwią Twoje zachwyty tymi sami miejscami, wystarczy inny kolor nieba, inne ułożenie chmur, układ cieni, i już wszystko jest inaczej. Miałam moment, że zastanawiałam się czy moja ekscytacja miejscami, w których bywam regularnie jest normalna ale teraz już wiem że tak. Pięknem świata, nawet kiedy tym światem są pola, rzeka i las, nie można się nie zachwycać.
      Uściski.

      Usuń
  3. Paskudny był ten lipiec, kamperowania zero, chodzenia po górach zero, spacery po plaży trzy. Rozumiem Twoje rozczarowanie. Zazdroszczę Budapesztu i podziwiam 75km przejechanych w 4 godziny. Uściskuję sierpniowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale miło Cię tu widzieć, zaraz wpadam z rewizytą. Ten rekord to przez przypadek, który można nazwać pechem bo zamknęli mi jedyny most, którym mogłam przejechać na drugą stronę rzeki. Niby tylko na godzinę ale nie chciało mi się czekać. I ta komplikacja zdecydowanie przedłużyła mi trasę powrotną do domu. Ale nie żałuję!
      Budapeszt przecudny, pomimo upływu czasu nadal regularnie pojawia się w moich wspomnieniach.
      Ściskam równie mocno!

      Usuń
  4. Czy te cudne okoliczności przyrody, którymi się otaczasz wybrałaś świadomie, czy trafiłaś na nie dopiero po zamieszkaniu? A może to one wybrały Ciebie i przyciągnęły Cię blisko swoim urokiem? Rzeczywiście, jest czego zazdrościć... masz wszystko, czego potrzeba, by podziwiać wspaniałe miejsca Matki Natury.
    Podziwiam za rekord, to naprawdę jest coś!!!
    I wcale się nie dziwię, że nie żałujesz rowerowej kasy wydanej na podróże... ja też bym nie żałowała :)
    A na lipiec narzekam tak samo... to lato w ogóle bardzo mnie rozczarowało. Prawie już się kończy, a ja czasem mam wrażenie, że wcale się jeszcze nie zaczęło :)
    Pięknych, rowerowych chwil, kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłam na te przyrodnicze cuda dopiero po zamieszkaniu tutaj. Wskakiwałam na rower i jechałam przed siebie odkrywać świat. Do dzisiaj pamiętam moje pierwsze spotkanie z Malediwami nad Łabą, czułam się niemal jak Kolumb Odkrywca kiedy idąc ścieżką w nieznanym kierunku dotarłam do pięknej i szerokiej plaży, która dzisiaj jest jednym z moich ulubionych miejsc. Ogrom szlaków i ścieżek rowerowych wśród lasów, łąk i pól to największe dobrodziejstwo miejsca, w którym mieszkam.
      Pozdrawiam Cię Iwonka przeserdecznie i ściskam.

      Usuń
  5. W tym roku moja miętowa strzała Rozalka ( bo mój rower ma swoje imię) leżakuje w domku ogrodowym. Cóż, zdrowie nie pozwoliło pedałować.... Ale może na wiosnę wrócę do tematu :) Pocieszam się tym, że przy tegorocznej pogodzie, mało kiedy mogłabym pojeździć.
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój nowy rower też będzie miętowy a przynajmniej taki jest plan. Przykro mi, że dokuczają Ci dolegliwości niesprzyjające jeździe na rowerze ale widzisz, ja zdrowa a i tak nie jeździłam. Lato było do bani. Dużo zdrówka!

      Usuń
  6. Też mało rowerowałam w te wakacje, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że byłam sporo czasu na wyjazdach, czyli dużo chodziłam i zwiedzałam. Nadrobię za to jesienią, jak przeżyję dwutygodniowy wyjazd do Hiszpanii i Portugalii w październiku.
    Na razie Monia, trzymaj się:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego nie uważam lipca za stratę czasu, bo chociaż mało rowerowałam to podróżowałam zdecydowanie więcej. Gdybym siedziała w domu udałoby mi się może odbyć kilka przejażdżek więcej. Oczywiście biorąc pod uwagę, że dopisałaby pogoda.
      Ściskam Cię mocno, pomadrycko 😘

      Usuń
  7. Lubię wyjazdy rowerowe, wszak w ten sposób poznałem kawał Polski. Teraz jeżdżę zdecydowanie mniej, ale i tak sprawia mi to niesamowitą frajdę. W tym roku faktycznie tych wypadów rowerowych było zaledwie kilka , trochę nie dopisała pogoda ale też mieliśmy sporo wyjazdów. Może wrzesień przyniesie dobrą pogodę i da się gdzieś pojeździć o ile nie wybierzemy się gdzieś dalej. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o rower to w jesieni pokładam ogromne nadzieje. Minionej jesieni jeździłam na rowerze częściej niż tego lata zatem szanse na powodzenie planu są. Pozdrawiam przeserdecznie.

      Usuń
  8. Cieszę się, że Twoje zwykłe życie daje ci tyle radości i satysfakcji. Rzeczywiście okolica jest bardzo urokliwa. Jak to się stało, że wylądowałaś w Madrycie? Częstotliwość Twojego podróżowania mnie fascynuje. Jak Ty to robisz? I jaki rower w przyszłości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten Madryt to był trochę spontaniczny, na taki przedłużony weekend. Podróżować uwielbiam, zawsze byłam dobra w zarządzaniu dniami urlopowymi, których w tym roku miałam więcej bo zwolniłam się z pracy i należał mi się urlop trwający prawie 6 tygodni. Oprócz urlopów wykorzystuję na podróże weekendy przedłużone o dzień lub dwa a cztery dni to już całkiem sporo żeby gdzieś wyskoczyć. I tak to się kręci 🙂.
      Kupno roweru odłożyłam do następnej wiosny, może to będzie Kross, może Cube a może jakaś inna marka, którą poleci mi sprzedawca. Wiosna pokaże 🙂.
      Przesyłam Ci ogrom serdeczności już z domowego balkonu i od razu uprzedzam, że jutro znów lecę w świat. Po tym wyjeździe nastanie czas stagnacji, nie mam zaplanowanego żadnego wyjazdu ale miło będzie posiedzieć trochę w domu. Cieszę się na spokojną jesień.

      Usuń
  9. Ja też w te wakacje mało jeździłam. Mało też pływałam. Oczywiście winię pogodę - dawno takich wakacji nie było! Pozdrawiam serdecznie ♥️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty, miałyście z dziewczynami fajowe, aktywne lato! Naprawdę jestem pod wrażeniem tego, jakie ciekawe zapewniłaś córkom wakacje, wiem, że z nową energią wkroczą w nowy szkolny rok.
      Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  10. 75 km to bardzo, ale to bardzo dużo - to prawda pogoda nas tego lata za bardzo nie rozpieszczała. Ja osobiście czuję się taka letnio niedogrzana. Mam nadzieję, że chociaż wrzesień bedzię cieplutki. Cieplutko pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się dogrzałam przez ostatnie dni w Madrycie ale jutro lecę tam, gdzie raczej się wyziębię 😀. Brak słońca tego lata to jedno, mnie chyba zdecydowanie bardziej brakowało pogody żeby nacieszyć się aktywnościami na świeżym powietrzu. Bardziej niż niedogrzana czuję, że mam mnóstwo niewykorzystanej energii bo tego lata za mało było przygód.
      Ślę serdeczności.

      Usuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ ZA CZAS POŚWIĘCONY NA MOJĄ RADOSNĄ TWÓRCZOŚĆ. KAŻDY KOMENTARZ MNIE CIESZY I ZA NIE RÓWNIEŻ SERDECZNIE DZIĘKUJĘ.