6/02
2019
2019
Kolorowe świątynie i buddyjski cmentarz - co robić kiedy nie ma co robić w Siem Reap.
Poranek był deszczowy co przyjęłam z ulgą. Na ten dzień nie mieliśmy żadnych konkretnych planów - kiedy "szarą" codziennością stają się przejażdżki na skuterze po okolicy, czytanie w hamaku i przekąski w postaci spadających nam pod nogi ( lub na głowę, bo było i tak ) mango człowiek nie ma od życia zbyt wygórowanych oczekiwań. Taką nudę i monotonię się ceni, a świadomość, że nie będzie trwała wiecznie jest najlepszym motywatorem by po prostu chwytać dzień.
Podeszczowe powietrze było rzeźkie i świeże, zrobiło się trochę chłodniej co dodało mi zapału i energii w odkrywaniu miasta, w którym praktycznie nie było już nic do odkrycia. Pisałam już kiedyś, że Siem Reap nie powala na kolana jeśli chodzi o zabytki i miejsca interesujące turystycznie. Największą atrakcją jest znajdujący się w pobliżu Angkor Wat ale samo miasto ma niewiele do zaoferowania. Zdecydowana większość przyjezdnych traktuje je jako najlepszą bazę wypadową do zwiedzania świątyń.
Tego dnia postanowiłam po prostu iść przed siebie. Wmieszałam się w tłum i spacerując obserwowałam poranną krzątaninę. Jako kierunek obrałam najmniej znaną część miasta, która delikatnie mówiąc nie wydała nam się godna uwagi kiedy przejeżdżaliśmy przez nią wcześniej. Nie szłam z postanowieniem zrobienia mnóstwa ciekawych zdjęć ani nie spodziewałam się dotrzeć do miejsc powodujących szybsze bicie serca.
Po krótkim spacerze stanęłam przed otwartą na oścież bramą prowadzącą do buddyjskiej świątyni. Oprócz krzątających się tam mnichów, kilku kotów i psa, ciszy tam panującej nie zakłócało nic ani nikt. Otwarta brama zachęcała do wejścia, nie znalazłam nigdzie zakazu wstępu ani ewentualnych godzin zwiedzania, mimo wszystko ja - raczej odważna - krępowałam się wejść na teren świątyni. Nie chciałam być intruzem ani narażać mnichów na bycie obiektem zainteresowań ciekawej wszystkiego turystki. A do mnichów mam słabość, uwielbiam ich obserwować, zwłaszcza przy prowizorycznych i zwykłych czynnościach - jestem chyba jedną z niewielu osób które zadziwia fakt, że korzystają z telefonów komórkowych i piją zimną latte. I nie chodzi mi o to, że im nie wypada czy coś...tylko to dla mnie tacy "nadludzie" zatem te ludzkie nowoczesne wynalazki w ogóle mi do nich nie pasują :).
Stojąc w bramie zrobiłam kilka zdjęć, rozejrzałam się trochę i pospacerowałam wzdłuż ogrodzenia. W obawie przed wyproszeniem zrezygnowałam z wejścia do środka. Pomimo tego, że mnisi są sympatyczni i raczej fajnie reagują na zainteresowanych nimi turystów zdawałam sobie sprawę, że moje zakłócenie ich spokoju może być przyjęte różnie. Dla nich był to zwykły poranek - prali swoje szaty, podlewali kwiaty, sprzątali - nie wiem jak zareagowaliby na moją obecność. Nie było tam żadnych turystów co dodatkowo pozbawiało mnie odwagi aby tam wejść tak po prostu.
Kres moim dylematom odnośnie tego czy wejść czy nie przyniósł machający do mnie mnich. Gesty jakie wykonywał były zaproszeniem, z którego bez namysłu i z radością skorzystałam. Okazało się, że na terenie świątyń znajdują się kwatery mieszkalne dla mnichów, sala, w której akurat odbywały się dla mnichów jakieś zajęcia oraz cmentarz. Z odkrycia tego ostatniego ucieszyłam się najbardziej, bo na buddyjskim cmentarzu jeszcze nie byłam a poza tym cmentarze uwielbiam przecież.
Uwielbiam kolory i te różnobarwne, fantazyjne nagrobki to chyba moje ulubione. Ciekawe czy tym co przedstawiają odzwierciedlają charakter osób tutaj pochowanych? Jeśli tak to na moim powinien się znaleźć globus, samolot, herbata, książki, rower, trochę zwierząt, trochę roślin...i może jeszcze aparat fotograficzny jak zostanie miejsce :). I puzzle. No i chmury, dużo chmur!
Z zainteresowaniem obserwowałam ciekawe nagrobki, wśród których zauważyłam kilka z chińskimi napisami. Zaciekawiła mnie symbolika postawionych przy nagrobkach rzeczy oraz widoczne między nimi różnice - były tam zwykłe małe płyty, nagrobki zasypane ziemią i udekorowane kolorowymi wstążkami a także pomniki nieco bardziej bogate i dekoracyjne, przypominające wieże świątyń albo fragmenty znane z Angkor Wat.
Naprawdę musiałam hamować chęć sprzątania ich i zgarniania liści. Nie podobają mi się wielkie i bogate nagrobki widoczne z daleka, zdecydowanie jestem fanką cmentarnej prostoty, która bardziej chwyta mnie za serce. Rozumiem, że to pewnie wynika z różnic międzykulturowych aczkolwiek ten panujący miejscami na tym cmentarzu bałagan trochę mnie zdumiewał. Nie chodzi o te liście, bo są przecież częścią natury, ale np. o części zepsutych maszyn walające się między nagrobkami, zardzewiałe narzędzia czy stare deski.
Decyzja o tym, które zdjęcia tu umieścić okazała się niebywale trudna w związku z tym wybrałam większość pobijając tym samym fotograficzny rekord na tym blogu. Możecie oglądać co drugie, nie pogniewam się.
Ten spacer jest najlepszym dowodem na to, że nawet tam, gdzie spodziewamy się niczego nie znaleźć, jest jednak coś do odkrycia. Bardzo lubię atmosferę cmentarzy a ta tutaj była zdecydowanie inna od tej dobrze mi znanej. Spacerowałam niespiesznie uśmiechając się do mnichów, głaskałam domagające się pieszczot koty. Nigdzie się nie spieszyłam, nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego dnia. Byłam tam jedyną turystką i to bycie w pojedynkę bardzo mi akurat pasowało.
I chociaż nadal twierdzę, że Siem Reap nie zachwyca wielkimi i znanymi turystycznymi atrakcjami to jednak ma kilka małych, ale ciekawych i na pewno wartych zapisania na mapie wspomnień. Nie mam wobec odwiedzanych miejsc nie wiadomo jakich oczekiwań, na pozór zwyczajne miejsca też mnie cieszą a ich odkrywanie zawsze satysfakcjonuje. Chociaż do Kolumba mi daleko.
Boshsh, też mam słabość do buddyjskich mnichów. Super, że zostałaś zaproszona do zwiedzenia cmentarza. Też bym nie miała odwagi a najchętniej usiadłabym w kąciku i słuchała co mówią.
OdpowiedzUsuńNo ja na ich punkcie jestem stuknięta tak, że czasami przed samą sobą mi wstyd :)
UsuńAle ciekawe miejsce! Mnich z telefonem tez wywolalby u mnie zdziwienie :P
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy mają profile na fb :)
UsuńZwróciłam uwagę, że samo otoczenie świątyń jest zadbane i czyste. Jak tam cicho i spokojnie :)
OdpowiedzUsuńOtoczenie świątyń tak bo dbają i sprzątają codziennie.
UsuńBardzo relaksujący post. Brakowało mi Twoich podróżniczych opowieści. Taka mała przygoda w pojedynkę, fajnie. Mnie również do mnichów jakoś tak nie pasują telefony, nowoczesna elektronika. hehehehe Zdjęcia obejrzałam wszystkie, nie przeskakiwałam. Spędziłam bardzo miło czas. :)
OdpowiedzUsuńJak widać mnisi idą z duchem czasu, nie zostają w tyle. Ich życie bywa bardzo przyziemne A nie, że tylko medytacja :). Buziaki. Zaraz robię herbatę i zajrzę do Ciebie.
UsuńKto szuka ten znajdzie! Udowodniłas to po raz wtóry. Bo tak faktycznie jest, mało jest miejsc nieciekawych, za to wielu nieciekawych ludzi udaje podróżników.
OdpowiedzUsuńMnie takie nieoczekiwane "odkrycia" zawsze cieszą najbardziej...
UsuńFascynujące miejsce. Jak mi się marzy taka podróż... Egzotyczna, do innego świata... Cieszę się, że chociaż u Ciebie mogę popodglądać takie widoczki :).
OdpowiedzUsuńMi też się ona pół życia marzyła. Teraz marzy mi się kolejna.
UsuńMo, ale fascynująca przygoda. Cmentarz istotnie niezwykle egzotyczny.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe kadry.
Nadrabiam blogowe zaległości.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Szukając w internecie informacji o tym cmentarzu i świątyniach wyczytałam, że w Siem Reap jest jeszcze jeden, większy. Tam pewnie byłoby jeszcze ciekawiej. Bardzo lubię cmentarze.
UsuńBardzo ciekawe miejsce i przyznaję rację: "tam, gdzie spodziewamy się niczego nie znaleźć, jest jednak coś do odkrycia" :) wszystkiego dobrego na kolejne piękne dni.
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńBardzo ładny cmentarz, taki inny, kolorowy. Nie tak smutny
OdpowiedzUsuńUwielbiam kolory więc za nie ten cmentarz ma u mnie dodatkowy plus.
UsuńNiesamowite miejsce. Nigdy wcześniej nie widziałam buddyjskiego cmentarza, dlatego z zachwytem oglądałam Twoje zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJa też byłam na buddyjskim cmentarzu pierwszy raz i bardzo mi się spodobał.
UsuńBrawo :) ja chyba sama bym się nie odważyła na taki spacer :) ładne pokazane i jestem pod wrażeniem tego miejsca :) miałam okazję ostatnio widzieć kilka świątyń i jak dla mnie to robią wrażenie :)
OdpowiedzUsuńA jaka w tym odwaga? Przecież nie byłam w buszu wśród dzikiego ludu :). Kambodża to bezpieczny kraj i nigdy się tam nie bałam.
UsuńBuddyjskie świątynie naprawdę zachwycają, wiedziałam, że wrócisz z Tajlandii zachwycona. To kiedy powrót do Azji?
Zaciekawiły mnie drzewa na żółto kwitnące. Czy to były mimozy?
OdpowiedzUsuńCmentarz bardzo interesujący.
Pozdrawiam:)
Pojęcia nie mam niestety.
Usuń