18/02
2013
2013
Marrakesz - miasto na styku kultur.
Pewnie dla większości Marrakesz to pierwsze miasto jakie się kojarzy z Marokiem. Nie bez powodu. Wiele jest pięknych miast w Maroku ale żadne nie rozpala takich emocji. To największy ośrodek turystyczny, miejsce, gdzie spotykają się dwie zupełnie odmienne kultury - tradycyjnych Berberów z głębokiej prowincji Maroka i napływających tu tysiącami ludzi z zachodu. To fakt, turystów którzy ulegli magii Marrakeszu jest mnóstwo. To najczęściej odwiedzane marokańskie miasto.
Sercem miasta jest plac Dżamaa al-Fna. W ciągu dnia to zwyczajny plac, ze straganami, restauracjami i sklepikami, ale tego co się dzieje na tym placu po zapadnięciu zmroku nie da się opisać.To trzeba przeżyć. Plac zapełnia się turystami i miejscowymi, wśród których są zaklinacze węży, wróżbici, fakirzy, połykacze ognia, akrobaci, tancerze i różnej maści artyści. Panuje taki tłok że mam wrażenie że wszyscy turyści i mieszkańcy znaleźli się nagle w jednym miejscu. Pomimo tego, że na placu nie ma żadnych zabytków, codziennie pojawiają się tu tłumy. Gwarno jest tu przez cały dzień ale dopiero wieczorem plac zaczyna tętnić życiem. Muzyka miesza się z aromatami, smaki z zapachami, wszystkie zmysły pracują na zwiększonych obrotach.
Prawie wszystkie hostele mają opcję śniadania na tarasie, w Marrakeszu podczas śniadań mieliśmy widok na plac. Fajnie było patrzeć jak miasto się budzi do życia, robi się coraz gwarniej... I pomyśleć, że jeszcze w XIX w.plac służył jako miejsce publicznych egzekucji - ścinano tu głowy przestępcom a następnie nabijano je na pale i prezentowano mieszkańcom. W 2001 r. UNESCO wpisało plac na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego.
W pobliżu najsłynniejszego placu Marrakeszu stoi najwspanialszy minaret Maroka - Kutubijja ( Koutoubia). Minaret ma 70 m. wysokości i stanowi najbardziej charakterystyczną sylwetkę w panoramie miasta, szczególnie wieczorem kiedy jest podświetlony.
Sercem miasta jest plac Dżamaa al-Fna. W ciągu dnia to zwyczajny plac, ze straganami, restauracjami i sklepikami, ale tego co się dzieje na tym placu po zapadnięciu zmroku nie da się opisać.To trzeba przeżyć. Plac zapełnia się turystami i miejscowymi, wśród których są zaklinacze węży, wróżbici, fakirzy, połykacze ognia, akrobaci, tancerze i różnej maści artyści. Panuje taki tłok że mam wrażenie że wszyscy turyści i mieszkańcy znaleźli się nagle w jednym miejscu. Pomimo tego, że na placu nie ma żadnych zabytków, codziennie pojawiają się tu tłumy. Gwarno jest tu przez cały dzień ale dopiero wieczorem plac zaczyna tętnić życiem. Muzyka miesza się z aromatami, smaki z zapachami, wszystkie zmysły pracują na zwiększonych obrotach.
Prawie wszystkie hostele mają opcję śniadania na tarasie, w Marrakeszu podczas śniadań mieliśmy widok na plac. Fajnie było patrzeć jak miasto się budzi do życia, robi się coraz gwarniej... I pomyśleć, że jeszcze w XIX w.plac służył jako miejsce publicznych egzekucji - ścinano tu głowy przestępcom a następnie nabijano je na pale i prezentowano mieszkańcom. W 2001 r. UNESCO wpisało plac na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego.
W pobliżu najsłynniejszego placu Marrakeszu stoi najwspanialszy minaret Maroka - Kutubijja ( Koutoubia). Minaret ma 70 m. wysokości i stanowi najbardziej charakterystyczną sylwetkę w panoramie miasta, szczególnie wieczorem kiedy jest podświetlony.
Medynę Marrakeszu otaczają wspaniałe mury obronne. Wzniesione z ubitej gliny pise przybierają różne barwy w zależności od wysokości słońca, najładniej prezentują się o świcie i przed zmrokiem. Wysokość murów sięga 9 m.
Chyba najpiękniejszą oazą zieleni w Marrakeszu jest ogród Majorelle. Jest to bardziej ogród botaniczny niż park, ze wspaniałą subtropikalną roślinnością, zagajnikiem bambusowym i imponującymi kaktusami. Główną budowlą parku jest willa, w której ma swoją siedzibę Muzeum Sztuki Islamskiej. Przez wiele lat właścicielem ogrodu był Yves Saint-Laurent, który tak pokochał to miejsce, że tutaj zgodnie z ostatnią wolą projektanta rozsypano po śmierci jego prochy. To właśnie Laurentowi ogród w dużej mierze zawdzięcza swoją świetność.
Jedna z bram prowadząca do medyny.
Jeden z zakątków medyny.
Stragan z przyprawami, charakterystyczny widok na marokańskim suku.
Ale fajnie piszesz . przeczytałem jednym tchem i od razu chciałbym tam pojechać ..
OdpowiedzUsuńFajnie, że znalazłem Twój blog.
Pozdrawiam
peregrino.pl
Cieszę się, że Ci się podoba. Maroko polecam, jak możesz to leć!
OdpowiedzUsuńUwielbiam zwiedzać nowe ciekawe miejsca. Znam już trochę państw Europy, alw w Maroku nie byłam. Muszę przyznać, że jest tam pięknie. Uwielbiam koronkowe prace nad bramami. Ogród był z pewnością piękny. Chciałabym się znaleźć na placu wieczorem. Kocham taką atmosferę, ale zaklinaczy węży pewno bym omijała :). *** Miło mi, że mnie odwiedziłaś :))). Jak będziesz we Wrocławiu, szukaj krasnali, pewni ich znajdziesz więcej niż ja, życzę tego.*** Ciekawie opisujesz i są bardzo ładne zdjecia, więc zostaje u Ciebie. Będzie mi miło, jak będziesz też zagladać do mnie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńcudne miejsce! te kolory!!!
OdpowiedzUsuńpięknie nam Marrakesz przybliżasz)
czekam na więcej)
Oj, ale tu pieknie, wrócę, jeśli pozwolisz, poczytać wstecznie ;o) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj !
OdpowiedzUsuńŚwietny blog.
Będę u Ciebie częstym gościem. Widzę, że pierwsze zdjęcia robiłaś z tarasu restauracji.
Marrakesz to przepiękne miasto...
Chociaż z Marokiem mam niezbyt przyjemne wspomnienia.
To długa i droga historia.
Brr na samo wspomnienie gotuje się we mnie.
Serdecznie pozdrawiam.
Gran reportaje sobre Marruecos amiga Mo. Seguiré visitando tu blog.
OdpowiedzUsuńBesos
W.
Marrakesz wspominam ciepło. Zostawiłem plecak z aparatem foto w taksówce - kierowca odwiózł mi go do hotelu! Wspaniałe jedzenie. Nie mam pojęcia co jadłem, ale wszystko było pyszne. No i trafiłem w gościnę do mieszanka Berberów. Obrotny gospodarz skołował nawet piwo. Potem ,,gościnni" tubylcy tak nas podliczyli, że musieliśmy się ewakuować w akompaniamencie złorzeczeń.
OdpowiedzUsuńRado świetna historia.Dobrze, że tylko złorzeczenia Was żegnały a nie np. latające noże:).Jedzenie fakt - pychota.Opijałam się jeszcze miętową herbatą która pomimo upału smakowała gorąca.Dla mnie najgorszą zmorą byli kierowcy i "pomocni" Marokańczycy którzy za drobną opłatą mogli pomagać we wszystkim.Najlepszy na nich sposób - ignorowanie.
OdpowiedzUsuńMoje stare notki z Maroka są tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://el-do-rado.blogspot.com/search/label/Maroko
Zapraszam.
Ta atmosfera...świetne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńMarrakeszu nie mogę się doczekać :) Jeszcze nieco ponad miesiąc ;)
OdpowiedzUsuń