21/09
2017
2017
Spływ Dunajcem. Dwie godziny na tratwie.
Nawet nie będę próbować się tłumaczyć czemu, pomimo obietnic składanych samej sobie, znowu tak długo mnie nie było. Przemilczę ten fakt, bo to już słów szkoda, ale musicie mi uwierzyć, że gdybym każdy zamiar pisania wprowadzała w czyn, działo by się tutaj dużo. No ale nic, kolejna jesień, kolejne długie wieczory i kolejna, tradycyjnie już, próba regularnego blogowania. Całe szczęście, że w prawdziwym życiu jestem bardziej słowna...
Czerwcowy tygodniowy urlop spędziłam w polskich górach, do których tęskniłam już bardzo. Ten urlop to oprócz wspaniałego wypoczynku, kwatery z widokiem na Giewont ( było go widać nawet spod prysznica! ) i nowych znajomości, również pierwszy w życiu odwołany lot, powrót do domu z lotniska, i za dwa dni kolejne podejście. Tym razem udane. Rekompensata od linii lotniczych pozwoliła spełnić marzenie o innym locie, daleko stąd...Tyle z tego dobrego.
Trzy Korony, najwyższy szczyt Pienin Środkowych. U stóp Trzech Koron rozpoczyna się właściwy Przełom Dunajca.
Spływ Dunajcem odbywa się na specjalnie przystosowanych tratwach zbudowanych z
pięciu czółen związanych ze sobą grubą liną. Tratwa jest
prowadzona przez dwóch flisaków, jednorazowo zabiera do 12 osób. Przeważający odcinek spływu
Dunajcem stanowi granicę polsko - słowacka, wszyscy otrzymali smsy witające na Słowacji a my po spływie pojechaliśmy sobie do Słowacji na lody.
Ponad dwie godziny na tratwie to jedne z najfajniejszych chwil tego urlopu. Dla mnie to już drugi raz ale jak sobie pomyślę, ile lat temu był ten pierwszy, to mi się wierzyć nie chce, że jestem taka stara. Dzieckiem będąc myślałam, że ludzie tyle lat nie żyją. Dunajcem płynęłam na pierwszej w życiu kolonii, zdjęć nie mam żadnych bo aparatu nie posiadałam, ale pamiętam doskonale jak było fajnie. Nadal jest. Nic się nie zmieniło.
Pogoda była wspaniała, współtowarzysze spływu super sympatyczni, górale przemili. Mój plan na ten czas był taki, żeby się maksymalnie zrelaksować, i jak postanowiłam tak zrobiłam. Nawet aparat większość czasu trzymałam na kolanach. Zdjęcia z tego wpisu to prawie wszystkie jakie mam, a płynęłam dwie godziny, co jak na mnie naprawdę jest duuuuuużo poniżej moich możliwości. Ale naprawdę wolałam patrzeć i cieszyć się chwilą. Było błogo, cicho i sielsko a w chwilach kiedy nawet górale nie wiosłowali Świat kręcił się bezszelestnie.
Przepływając przez Pieniny Dunajec tworzy kręty wąwóz otoczony skałami osiągającymi wysokość nawet 300 metrów. Wapienne urwiska pięknie się komponują z porastającymi je drzewami. Spływ zaczyna się w Sromowcach Kątach a kończy w Szczawnicy.
Przełom Dunajca to chyba jedna z najpiękniejszych krajobrazowo atrakcji naszego kraju. Człowiek siedzi sobie wygodnie, co jakiś czas dotyka delikatnie dłońmi taflę wody, wystawia twarz ku słońcu a po obu stronach, niczym film, przesuwają się fantastyczne widoki. I nic ale to nic nie trzeba robić oprócz zachwycania się, ale to jest oczywiste. I łatwe do realizacji.
Teraz, jak opisuję ten dzień, doskonale potrafię przypomnieć sobie jak mi było fajnie. To pewnie jedna z zalet "odstawienia" aparatu. Pamiętam ten spokój, brak pośpiechu, w najbliższej perspektywie żadnych obowiązków ani trzymania się terminów ( oprócz rzecz jasna terminowego powrotu do pracy hi hi hi ). Jak człowiek jedzie na urlop w góry to raczej w miejscu nie siedzi a ten spływ był szansą, żeby jednak posiedzieć chociaż trochę...
Żałuję, że nie mam do Dunajca trochę bliżej bo taki reset przydałby mi się regularnie. Wsiadłabym sobie na tratwę, dwie godziny czas by sobie płynął tak ja chce, a później schodziłabym na suchy ląd psychicznie zregenerowana, naładowana dobrą energią na najbliższy czas.
Przełom Dunajca jest przepiękny, polecam każdemu bo czas na tratwie to jest naprawdę dobry czas...
10 lat temu zafundowaliśmy sobie taką regenerującą wycieczkę :) Było wspaniale, oprócz ostatnich burzowych chwil :(
OdpowiedzUsuńpiekne widoki i fajna przygoda :)
OdpowiedzUsuńJak pięknie!
OdpowiedzUsuńSerdeczności: )
Och, już tęskniłam za Twoim postem. Musisz być bardzo, bardzo zajęta skoro publikujesz tak sporadycznie. Spływ Dunajcem to niezapomniane przeżycie. Kilka lat temu doznałam tej przyjemności. W tym roku planowaliśmy odświeżyć wspomnienia ale życie nie pozwolilo zrealizować tego marzenia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Zajęta trochę też ale nie na tyle żeby nie mieć czasu na blogowanie. Mam specyficzne podejście do blogowania i blog nie jest priorytetem ( nad czym czasami ubolewam, bo bardzo to lubię...)
UsuńPłynęłam 2-krotnie i chętnie zrobiłabym to jeszcze raz:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam te tereny.
Pozdrawiam serdecznie:)
Mo reaktywacja! Chwała niech będzie bogom internetu ;)
OdpowiedzUsuńDunajec nie tyle przeplywa przez Pieniny co dosłownie Pieniny wyrastają wokół Dunajca. On sobie płynął, one się wypiętrzały, Tam gdzie rzeki nie było, erozja osiągała 80%, tam gdzie była erozja pochłaniała 100% - to co widzimy jako góry to owa 20%owa różnica. Fascynujące.
Pamiętam pierwszy harcerski spływ kajakowy jeszcze za PRL, czechosłwaccy pogranicznicy honorowo eskortowali nas z kałaszami... moze bali się by nas niedzwiedzie lub wilki nie zaatakowały? ;)
Tratwą też jest fajnie, zwłaszcza że można robić zdjęcia, bo z kajaka to hardcor.
Powodzenia i fajnie że znów piszesz.
Skąd Ty to wszystko wiesz? Kłaniam się w pas :)
UsuńMiałem ogromne szczęście czy to w szkole, czy to w Harcerstwie czy w PTTK (czy wszystko na raz) spotykać na szlaku ludzi którzy chętnie dzielili się swoją wiedzą. Jak się maszeruje przez Pieniny z kimś kto pisał doktorat o morfogenetyce Beskidów to w ciągu kilku godzin człowiek sobie przyswoi taka dawkę wiedzy jak przez rok wykładów na uczelni. Reszta to "nauka własna".
UsuńMiło że doceniasz.
Przy okazji... zauważyłaś że Pieniny mają pochylone warstwice (trochę to wygląda jak kartki krzywo ułożonej książki), to znaczy że nie wypiętrzały się pionowo w skutek ruchów tektonicznych które miały epicentrum pod nimi, ale na skutek nacisku przyłożonego w płaszczyźnie poziomej (jak masło przed nożem). Wystarczy popatrzeć na kierunek pochylenia i już wiemy skąd te siły działały. Góry to otwarta księga, trzeba tylko nauczyć się ja czytać bo mówi do nas ikonami a nie literami.
Twój wpis uświadomił mi również jaka jestem stara...Dunajcem płynęłam będąc na koloniach, kiedy zdałam do 7 klasy!Kosmos...to jakieś 27 lat temu!!! Pamiętam jak przez mgłę te widoki, bo bardzo się bałam,żeby tratwa się nie przewróciła. Mam z tego spływu jedno zdjęcie, które gdzies tam z ukrycia robił fotograf i na końcu można było sobie je kupić. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja tego zdjęcia nie mam bo nie wzięłam z autokaru pieniędzy a wstyd było mi pożyczyć. Do dzisiaj pamiętam jak beczałam w drodze powrotnej :). A wiesz, że takie zdjęcia robią do dziś, tylko że teraz kolorowe i takie bajeranckie.
UsuńA ja mam takie ze Śnieżki, jeszcze w potwornie obciachowym (dziś) "pulowerku w stylu tyrolskim", Dziadek mi fundnął.
UsuńJakie piękne widoki! Ja jeszcze nigdy nie płynęłam Dunajcem :P
OdpowiedzUsuńBylam na splywie kilka razy, moglabym ejszez kilka;) Niezapomniane wrazenia:) Kocham Pieniny:) I zawse jakos nam zacyna sie po gorolsku godac;)Z flisakami:)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale jeszcze nie byłam na takim spływie. Ja chyba nawet w Pieninach nie byłam. Hmm a może byłam? Nie pamiętam już sama :P Chętnie bym sobie posiedziała na takiej tratwie i się zresetowała, tak jak to określiłaś. Widoki cudowne, woda, więc czego chcieć więcej :) Rzadko bywam w górach a jeżdżąc teraz do Polski nie mam czasu na zwiedzanie czegokolwiek... :/ Niestety.
OdpowiedzUsuńIle to już czasu minęło, ale spływ pamiętam bardzo dobrze. Można tam naprawdę miło spędzić czas. Tylko, że niestety jest to kosztowny wypoczynek wśród natury :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam