17/12
2018
2018
Dlaczego nie zachwycił mnie Phuket.
Phuket, największa wyspa Tajlandii, miała być dla nas w głównej mierze bazą wypadową na jednodniowy rejs po Zatoce Tajlandzkiej. Ze Siem Reap przyjechaliśmy po południu i po ulokowaniu się w hostelu i krótkim odpoczynku poszliśmy na spacer i mały rekonesans okolicy. Phuket słynie z imprez, całonocnych dyskotek, wygibasów w pianie i hulacznego życia. Żądni takich wrażeń turyści wracają z Phuket zachwyceni bo wyspa spełnia ich imprezowe oczekiwania. My plany mieliśmy inne - jeden dzień na wodzie a kolejny, będący ostatnim dniem urlopu, na wypożyczonym skuterze.
Śmierć króla Tajlandii Ramy IX w październiku 2016 r. była tragedią dla całego kraju. I pomimo tego, że od grudnia 2016 r. władzę sprawuje jego syn to zdjęcia, plakaty i graffiti przedstawiające ukochanego, nieżyjącego króla to widok często spotykany w Tajlandii.
Phuket jest mało azjatyckie, centrum miasta to dawna portugalsko-chińska dzielnica z kamienicami w stylu kolonialnym. Niestety większość z nich jest zniszczona, pomimo tego, że sprawia wrażenie zamieszkanych. Jak dla mnie Phuket jest raczej po europejsku nowoczesne co uważam za jedną z jego największych wad. Mnóstwo tutaj kawiarni serwujących babeczki i muffiny oraz kawę z bitą śmietaną podawaną w wielkich szklankach. Ich wystrój jest daleki od azjatyckiego, królują drewniane stoły, nowoczesne bary w stylu boho z zastawą w pastelowych kolorach a konsumpcję uprzyjemniają dyskotekowe hity. Łatwiej o hamburgera niż o pad thai'a i żeby takiego zjeść to trzeba wyjść poza centrum. Sklepy są stylowo urządzone, panuje w nich raczej mało azjatycki spokój, porządek i ład. Nie jestem pewna czy by nas nie pogonili za tak normalną w Tajlandii rzecz jak targowanie się.
Phuket to najbogatsza wyspa Tajlandii i widać to już na pierwszy rzut oka. Przeważają drogie samochody a na obrzeżach miasta królują wielkie, otoczone ogrodami rezydencje. Mnóstwo tutaj Anglików a język angielski słyszy się chyba częściej niż tajski.
Phuket trochę mnie rozczarowało ale nie czułam smutku z tego powodu. Cieszyłam się na rejs następnego dnia a nasz spacer traktowaliśmy raczej jako zabicie czasu i alternatywę dla siedzenia w hostelu. Nie wiem czemu ale nie liczyłam na szybsze bicie serca ani na powalenie na kolana spektakularną architekturą.
Jednym z najbardziej znanych miejsc na Phuket jest posąg Wielkiego Buddy znajdujący się na szczycie góry Nakked. Mający wysokość 45 metrów marmurowy posąg góruje nad wyspą. Dookołą niego znajdują się platformy widokowe z których rozciąga się piękny, panoramiczny widok na okolicę. Rzekomo Wielki Budda sprzyja medytacji przez co jest chętnie odwiedzany przez szukających wyciszenia i równowagi buddystów. Czuć tutaję atmosferę modlitwy i skupienia a do udzielających błogosławieństwa mnichów ustawiają się kolejki wiernych.
Posąg jest naprawdę wielki a siedzący Budda emanuje niezmąconym spokojem. Jest tak jasny i "czysty", że nawet na deszczowym niebie pięknie się prezentuje.
Buddyści wierzą, że Wielki Budda ma moc. Na "złotych" liściach, w najróżniejszych językach, zapisano prośby, podziękowania i przemyślenia. Za drobną opłatą każdy z nas może zostawić coś od siebie. Ilość tych liści naprawdę zdumiewa i pozwala wierzyć, że może faktycznie miejsce ma moc. Podobne wrażenie zrobiły na mnie krzyże na litewskiej Górze Krzyży.
Koty w Tajlandii są wszędzie, w świątyniach też. I smacznie sobie śpią w otoczonych czcią i wiarą murach.
U Wielkiego Buddy byliśmy wcześnie rano. Widoczność była raczej średnia ale przy słonecznej pogodzie jest się czym zachwycać. Tego dnia było pochmurno, parno i duszno a powietrze było ciężkie i gęste.
W dniu przylotu na Phuket poszliśmy na spacer do centrum miasta o tej samej nazwie a później na Wzgórze Małp, którego największa atrakcja zawarta jest w nazwie. Droga jest męcząca i dosyć stroma ale asfaltowa więc idzie się łatwo. Co jakiś czas ustawione są kramy z jedzeniem i piciem co ratowało nam życie bo ilość wody wypitej podczas tego spaceru spokojnie możemy mierzyć w hektolitrach :).
Wzgórze Małp to małpy, małpy i małpy. I mieszkańcy traktujący wzgórze jako trasę codziennych spacerów albo joggingu. Małpy żyją tutaj na wolności i pomimo tego, że dają się obserwować i sprawiają wrażenie, jak by pozowały do zdjęć to są agresywne i chamskie. Przyzwyczajone do karmienia przez turystów potrafią wyrywać butelki z wodą, wskakiwać na plecy i zaglądać do plecaków. Domagają się jedzenia rozpieszczone codzienną ucztą fundowaną przez przyjezdnych. Często gonią turystów a Ci uciekają z piskiem, sama byłam jednym z nich a biegnącą za mną małpę, pokazującą zębiska bynajmniej nie w uśmiechu, pamiętać będę długo. Liczyłam na to, że spacer wśród dzikich małp da nam w nagrodę jakieś spektakularne widoki ale na górze okazało się, że szału nie było. Było za to zmęczenie i mokre od potu włosy i ubranie.
Plany na ten dzień mieliśmy ambitne co niestety pokrzyżowała nam wywrotka na skuterze. Zatrzymaliśmy się na tankowanie bo chcieliśmy jechać w takie trochę odludne rejony i woleliśmy mieć pełen bak. Zatrzymaliśmy się przy stacji, przepuściliśmy samochody i przy podjeżdżaniu do dystrybutora zaliczyliśmy mały upadek. Na szczęście prędkość mieliśmy żadną i skończyło się na zdartych łokciach i kolanach. Nigdy nie zapomnę pomocy udzielonej nam przez pracowników stacji paliw, którzy szybko wybiegli, żeby nam pomóc. Przyniesiono nam wodę a po chwili podjechała furgonetka, która zabrała nas na pogotowie gdzie założono nam opatrunki. Najwięcej stresu mieliśmy w związku z tym, że był to nasz ostatni dzień na Phuket, wieczorem mieliśmy samolot do Bangkoku a z tamtąd następnego dnia do Frankfurtu. A jeszcze czekały nas formalności w biurze wynajmu skutera. Na szczęście wszystko poszło sprawnie i wyrobiliśmy się przed czasem. Nasze plastry i bandaże przyciągały uwagę, oferowano nam bezinteresowną pomoc, kierowca autobusu wniósł nam plecaki a podczas odprawy zaproponowano pierwszeństwo wejścia na pokład i zmianę miejsc tak, żebyśmy mieli więcej miejsca dla tych naszych poobijanych nóg. Z czego nie skorzystaliśmy bo czuliśmy się świetnie. Ale dobroci ludzi nie zapomnę bo to moje wypowiadane cały czas i do wszystkich podziękowania to na pewno było za mało. Bezinteresowna pomoc chwyta za serce.
Odczucia wobec Phuket mam mało entuzjastyczne na co wpływ ma ilość i jakość tego, co widziałam. Gdyby doszedł do skutku nasz dzień na skuterze to na pewno ta relacja brzmiałaby zdecydowanie inaczej. Musieliśmy zrezygnować i z dotarcia na Przylądek Promthep - najdalej na południe wysunięty punkt na wyspie, i z obiadu na plaży ale tego dnia najbardziej liczyło się to, że z upadku wyszliśmy cało, bez złamań i potrzeby hospitalizacji.
Tak nam minął przedostatni dzień tej niezapomnianej przygody.
Ten Wielki Budda robi wrazenie.
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że na żywo też wygląda niesamowicie.
UsuńMyślę, że to jednak był udany dzień. Wrażeń jak zwykle dużo, zwiedzanych miejsc również. Może nie wszystkie super atrakcyjne, ale tak bywa na długich wycieczkach. Jedna miejsca tak rozpalają zmysły, że potem te inne wydają się nie warte uwagi.
OdpowiedzUsuńDobrze, że przygoda na skuterze skończyła się w miarę dobrze, różnie to bywa.
Pozdrawiam.
Też czuję wielką ulgę na myśl o tym, że z tego upadku wyszliśmy cało.
UsuńA w podróżowaniu jak w życiu, nie zawsze są zachwyty i szybsze bicie serca. Ale to zawsze jakieś doświadczenie.
Wspaniale, że natknęliście się na tylu bezinteresownych ludzi... i dobrze, że nic Wam się nie stało :)
OdpowiedzUsuńW całym tym zdarzeniu mieliśmy mnóstwo szczęścia. W sumie podejrzewam, że problemem był silnik. Dobrze, że wszystko stało się jak praktycznie się nie poruszaliśmy, gdyby coś takiego stało się podczas normalnej jazdy to pewnie byłoby znacznie gorzej.
UsuńDziękuję za troskę :)
I znowu cos zwiedzilam :) Dziekuje za relacje!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie. Pozdrawiam!
UsuńTak się złożyło, że poszukuję relacji z Phuket, aby zobaczyć jak to tam wygląda naprawdę. Dzięki za sprawozdanie i mam nadzieję, że obrażenia nie były groźne.
OdpowiedzUsuńMiasto jest jakie widać, raczej mało ciekawe. Ale krajobrazy piękne, proponuję wycieczkę wzdłuż wybrzeża. Wybierasz się?
UsuńTakie miejsca, które nas nie zachwycają też trzeba odwiedzać, żeby docenić jeszcze bardziej to, co nas zachwyciło :)
OdpowiedzUsuńMnie architektura Phuket się podoba, ale faktycznie nie pasuje do tej azjatyckiej rzeczywistości. Jednak jest to część historii i dziedzictwa Tajlandii, więc nawet o taką architekturę trzeba dbać.
A co do wszechobecnych Anglików i języka angielskiego, to już chyba taki urok turystycznych miejsc. Niestety...
Dobrze, że wypadek nie był zbyt groźny :)
Mnóstwo ludzi wraca z Phuket zachwyconych. Mnie najbardziej brakowało azjatyckiej scenografii. Gdyby nasza wycieczka na skuterze doszła do skutku to też zapewne zobaczyłabym piękne krajobrazy i moja opinia byłaby trochę inna.
UsuńNa zdjęciach budynki wyglądają całkiem przyjemnie, ale rzeczywiście nie azjatycko. W każdej podróży, nawet tej całkiem bliskiej, trafi się dzień kiedy wszystko idzie "pod górkę". Ale i tak sporo zobaczyliście. I dobrze, że wypadek skończył się tylko na otarciach.
OdpowiedzUsuńBudynki nie są takie złe, pewnie w innym kraju byłabym tym miastem zachwycona. One mi poprostu w ogóle nie pasują do Tajlandii :).
UsuńCóż widać że nie pochodzisz z dynastii kolonizatorów, inaczej czuła byś się jak w domu ;)
OdpowiedzUsuńKolonizatorów u mnie w rodzinie nie ma - ale nie wiem czy to się liczy - za młodu byłam kolonistką :)
UsuńNie to samo... ;-)
UsuńZa trzy tygodnie lecimy właśnie na Phuket i ciągle się zastanawiam jak tam będzie :) różne już słyszałam opinie na temat tego miejsca... A tych małp trzeba się bać? Mogą czymś zarazić
OdpowiedzUsuńNIe wiem czy mogą czymś zarazić ale są agresywne i potrafią napędzić stracha. Domagając się jedzenia gonią ludzi, potrafią wskoczyć na plecy aby dostać się do plecaka. Nie polubiłam ich :).
UsuńO matko to trzeba będzie uważać na nie :)
Usuń