2025
O tym, jak Marta zabrała mnie do Durham
Pierwotny plan zakładał pisanie o Durham na balkonie, nie przewidziałam jednak, że porywisty wiatr będzie szarpał gałęziami drzew, których mam wokół sporo, tak bardzo, że zagłuszy mi moje własne myśli. Przeniosłam zatem warsztat pisarski do domu, to tyle w kwestii pięknego i upalnego czerwca na który czekałam prawie cały paskudny maj. Piszę prawie bo jednak coś tam z tego maja uszczknęłam, zwłaszcza jego pierwsze dni były wyjątkowe i za sprawą miejsca, i za sprawą towarzystwa. Majówkowy weekend spędziłam w Anglii u Marty, którą niektórzy z Was dobrze znają z bloga, którego prowadziła. Marta podróżowała szlakami wiatraków ale nie tylko, blogowanie niestety porzuciła chociaż ja wolę myśleć, że poprostu zrobiła sobie przerwę. To właśnie przez nasze blogi się poznałyśmy już ponad dekadę temu, co Marta mi właśnie niedawno uświadomiła, nie potrafię jedynie pojąć jak szybko to zleciało. Po raz pierwszy spotkałyśmy się w Portugalii, gdzie zaiskrzyło od razu i tak ta przyjaźń trwa.
Planów konkretnych nie miałam, najbardziej cieszyłam się na spotkanie z Martą a ta radość była tak wielka, że zagłuszała chęć odkrywania nowych miejsc. Cieszyłam się również na powrót po latach do Anglii a teraz szczęściem napełnia mnie fakt, że nadal jest tam tak fajnie jak kiedyś, co tyczy się również Anglików, którzy są tak mili i sympatyczni jak to zapamiętałam z wcześniejszych wizyt, mogliby jedynie trochę wyraźniej mówić 😉. Lot w obie strony miałam z przesiadką w Amsterdamie i powiem Wam, że to była niemal mrożąca krew w żyłach przygoda, na szczęście z happy endem. Do Anglii poszło szybko i sprawnie, no dobra, tylko sprawnie bo lotnisko w Amsterdamie jest tak ogromne, że zanim przeszłam z miejsca, gdzie wylądowałam, do miejsca, skąd miałam wylot, minęły dwie z moich trzech przesiadkowych godzin a ja byłam wykończona. Za to z powrotem miałam w Amsterdamie 50 min. na przesiadkę po czym jeszcze w Anglii okazało się, że samolot będzie opóźniony godzinę, co już z góry dawało mi 10 min. niedoczasu. Z tej godziny zrobiło się jednak trochę więcej i gdybym wtedy wiedziała, że to nie koniec perypetii, to w ogóle bym się tym spóźnieniem nie martwiła. Bo w samolocie, gdzieś tam hen nad ziemią wysoko w chmurach, dowiedziałam się, że nie spóźnię się na drugi samolot, no bo jak można się spóźnić na lot który, jak się okazało, został anulowany i go nie będzie? Na szczęście KLM szybko mnie przebukowało na najbliższy wolny lot i to już dwie godziny później, z których też zrobiło się trochę więcej, ale tym już Was nie będę zanudzać. Najważniejsze, że dotarłam szczęśliwie do domu, co z tego, że w środku nocy.
Dobra, wracamy do tematu. Marta mieszka niedaleko Durham, do którego mnie zabrała, dobrze wiedząc, że spodoba mi się tam tak jak jej. I zdecydowanie były to moje klimaty i dużo angielskiej zabudowy, którą bardzo lubię. Lubię też stare angielskie cmentarze i sakralne budowle, których co tu ukrywać na codzień zbyt wielką fanką nie jestem. Jednak te angielskie mają w sobie coś takiego, czym ciężko się nie zachwycać a co ciężko określić w kilku słowach. Chyba ich kolorystyka oraz piękny chociaż często surowy styl wpisują się idealnie w moje gusta, zupełnie odmienne od tego co jest modne w naszej szerokości geograficznej.
Durham to miasto w północno-wschodniej Anglii, położone w hrabstwie o tej samej nazwie. W moim odczuciu jest niewielkie ale widziałam jedynie najstarszą i najbardziej klimatyczną część, możliwe zatem, że Google albo wikipedia mają na temat wielkości Durham całkiem inne zdanie. Dla mnie jest przyjemnie kompaktowe, Marta zabrała mnie wszędzie tam gdzie powinnam być a to wszystko spacerkiem co jest najlepszym dowodem na to, że Durham raczej nie jest metropolią, co akurat dla mnie jest wielką zaletą.
Durham ma dwa zabytki, zamek i katedrę, wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Zamek jest główną atrakcją i symbolem miasta, widnieje chyba na każdym magnesie i na każdej widokówce.
I chociaż nie jestem fanką Harry'ego Pottera to nawet na mnie zrobiło wrażenie to, że przechadzałam się dziedzińcem, który był planem filmowym.
Lubię mieć ten komfort jaki daje jedynie zwiedzanie z tubylcem, przyjemność mam podwójną jeśli tym tubylcem jest osoba, która dobrze mnie zna i wie co lubię. O Durham często słyszałam z Marty opowiadań, to jedno z Jej najulubieńszych miast i cieszę się, że teraz polubiłam je i ja. Rozumiem, o co robiła tyle szumu 😀.
Podczas tworzenia tego wpisu pojawiły się w mojej głowie przemyślenia dotyczące tego ile zawdzięczam blogosferze. Dzięki Ani zakochałam się w Norwegii bo pokazała mi fiordy i Lofoty, dwie noce nawet goszcząc u siebie, za darmoszkę 😊. Teraz byłam w UK u Marty, czyli znów darmowe B&B, z nieograniczonym dostępem do herbaty, wina i szoferką w pakiecie, plus możliwość zabawiania kota. Ja to się umiem ustawić 🤣. Teraz czekam tylko aż Julka z Majorki pójdzie na swoje 🤣. Pocieszająca i rozgrzewająca niczym herbata z cytryną jest myśl, że Martę i Julkę gościłam już u siebie; sumienie mam trochę spokojniejsze bo to nie jest tak, że tylko ja korzystam z cudzej gościnności. Z równą chęcią ją ofiarowuję, czym chata bogata 😊. Może kiedyś dotrze do mnie i Ania. I Ula. Pamiętajcie dziewczyny, że zawsze jesteście u mnie mile widziane, dajcie mi tylko znać kiedy się Was spodziewać, w przypadku dnia roboczego zostawię Wam klucze pod wycieraczką.
Wiem, że Marta raczej tego nie przeczyta ale kto wie, może dla Durham zrobi wyjątek. Bardzo bardzo bardzo Ci dziękuję za ten cudowny czas, oby kolejny taki przytrafił nam się już niebawem, nieważne gdzie, gdziekolwiek... Ta wizyta na nowo rozbudziła we mnie tęsknotę i za Martą, i za Anglią i chociaż w chwili obecnej czuję dziwną, niezrozumiałą dla mnie niechęć do podróżowania to do Anglii poleciałabym znów choćby zaraz.
Popieram Cię z całego serca w kwestii wielkiego szczęścia w poznawaniu cudownych, blogowych osób. Też miałam to szczęście przytulić się do kilku wspaniałych osóbek i to przytulić tak dosłownie :)
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce odwiedziłaś, lekko zazdroszczę widoków, bo te budowle są rzeczywiście niesamowite. Majestatyczne i budzące szacunek.
Ja też czekam na ciepły czerwiec, bo na razie za oknem jest jakby październik i to nie taki piękny i słoneczny, tylko taki zmierzający ku jesieni... Uff...
Pozdrowionka serdeczne dla Ciebie!
To samo dzisiaj powiedziałam patrząc na pogodę: że przypomina październik, tylko jest bardziej zielono. Ulewa i wichura, a wszystko to w panującym niemal cały dzień mroku. Nawet jesienią nie było tak okropnie jak dziś a zbliża się połowa czerwca. W maju czekałam na piękny czerwiec, teraz czekam na piękny lipiec. Ehhhh. Trudna do polubienia jest tegoroczna wiosna. Pozdrowienia spod kocyka, trzymajmy się myśli, że niedługo lato.
UsuńPiękna miejscowość, mój klimat!
OdpowiedzUsuńWpis dla mnie o tyle szczególny, że dostałam od ciebie kartkę z podróży, jeszcze raz dziękuję i postaram się wysłać tobie widokówkę z moich wypadów:-)
Przecież dostałam już od Ciebie kartkę, w dodatku własnoręcznie zrobioną. Będzie mi miło jeśli będziesz o mnie pamiętać podczas swoich wyjazdów ale nie czuj się zobowiązana bo nie oczekuję, że to będzie działać na zasadzie ja Tobie to teraz musisz Ty mnie 😀. Uwielbiam wysyłać kartki a świadomość, że mogę sprawić komuś radość jest szalenie miła. Uściski.
UsuńU mnie to działa podobnie:-)
UsuńTo dobrze, cieszę się!
UsuńDurham to ciekawe, klimatyczne miasto, które też chętnie bym zobaczyła. Z pewnością bogate w historię i pamiętające czasy sprzed wieków. Spacerując po tych urokliwych uliczkach można nie tylko zobaczyć fascynujące zabytki ale także poczuć aurę przeszłości, która nadal z nich emanuje. Moją uwagę przykuła wspaniała katedra. Monia, Ty wiesz jak ja lubię odwiedzać takie miejsca bo bardzo często wyróżniają się majestatycznym wyglądem i bogatą historią, niezwykła architekturą. Wielkie dzięki za piękną relację i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Zwiedzając Anglię mam wrażenie, że tam wszystkie stare miasta owiane są legendą. Będąc tam teraz poszłam sobie na spacer po angielskiej wsi, doszłam do starego cmentarza i kościoła, i byłam tak zachwycona najprostszymi rzeczami, że stały się one jednym z najfajniejszych wspomnień.
UsuńSerdeczności.
Chyba nie doceniałam Anglii. W końcu cóż ja tam widziałam, poza Londynem nic więcej. A choć lubię go z uwagi na pamiątki przeszłości, darmową National Galery i kilka innych oraz west end z teatrami muzycznymi to jednak jest to moloch, który można polubić, ale pokochać to już trudniej. A to miasteczko wygląda przeuroczo, po zdjęciach widzę, że chciałabym się tam znaleźć, a już to z zakręcającą uliczką, gdzie zastanawiasz się co się kryje za zakrętem bardzo mi się podoba. Przychylam się do opinii o blogerach i tych wirtualnych i rzeczywistych znajomościach a nawet przyjaźniach- są najcenniejszą wartością prowadzenia bloga, przecież nie po to aby na zasadzie wzajemności ja ci napiszę jak ładnie i ty mi napiszesz jak cudownie, ale właśnie po to, aby wymieniać się myślami, poglądami, dzielić radością a czasem smuteczkiem też. Albo jak w moim przypadku czerpać niewyczerpane pokłady radości z odwiedzin takiego bloga jak Twój.
OdpowiedzUsuńMieszkałam za młodu rok w UK a że już wtedy byłam powsinogą to każdy wolny dzień wykorzystywałam na zwiedzanie i trochę Anglii zobaczyłam. Od tamtego czasu ją lubię i darzę ogromnym sentymentem.
UsuńWychodzi na to, że w kwestii internetowych znajomości obie mamy szczęście 🙂. Pozdrawiam Cię serdecznie w tę cudowną niedzielę.
Bardzo ładne miasto, lubię takie. Jeśli nieduże, to tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńFajnie mieć znajomych w różnych miejscach i móc się nawzajem odwiedzać. Jednocześnie jest okazja, żeby się spotkać i żeby korzystać z uroków innej lokalizacji :)
Podczas mojego ostatniego powrotu odwołano mi jeden lot, co mnie ucieszyło, bo na ten, którym miałam lecieć, raczej nie zdążyłabym się przesiąść ;) A jeszcze dostałam rekompensatę :) Jeszcze w powietrzu steward udzielił mi enigmatycznej informacji, żebym sprawdziła po wylądowaniu, co z moim dalszym lotem, ale byłam zmęczona, więc się specjalnie nie przejęłam, o co chodzi :)
Ja też zaraz po tym jak się dowiedziałam, że mój samolot nie poleci, próbowałam dowiedzieć się od załogi samolotu czy wiadomo coś więcej. Usłyszałam, że po wylądowaniu znajdę w aplikacji wszystkie informacje, na szczęście były dobre i obiecujące powrót do domu jeszcze tego samego dnia. Zastanawiam się czasami, czy gdyby nie przenieśli mi lotu za dwie godziny to zdążyłabym na ten planowany mając tylko 50 minut. Może ta anulacja mnie uratowała?😃
UsuńZgadzam się co do wielkich przyjemności związanych z przyjaźniami blogowymi, też mam ich trochę i bardzo sobie ro chwalę, i mnie w Warszawie też bywają z wizytami.
OdpowiedzUsuńZ UK znam tylko Londyn i mam wspaniałe wspomnienia z tego miasta, bardzo mi się spodobał, a i reszta wysp mnie bardzo nęci.
Mam wspomnienia przeróżne z lotniska z Amsterdamu, miłe ale też chyba najbardziej dramatyczne w moim życiu, kiedy to moja rezerwacja się zagubiła i latałam z jednego końca na drugi a odległości , jak wiesz, tam są gigantyczne , Wyleciałam z Calgary z jednym tylko bording pasem a drogi miałam dostać właśnie w Amsterdamie i nie było sposobu by mnie wynaleźli w systemie...do dziś pamiętam jak strasznie się zestresowałam, w domu już spałam 20 godzin bez przerwy by wrócić do normalności a na koniec złapałam grypę, bo pewnie obniżył mi się system odpornościowy.
pozdrawiam serdecznie
Pierwszy raz byłam w Amsterdamie na lotnisku i nie spodziewałam się, że jest tak ogromne. Poruszanie się między terminalami, pomimo tego, że lotnisko jest świetnie oznakowane, to naprawdę przygoda, momentami przypominająca tor z przeszkodami. Byłam wykończona i biegiem, i stresem i kiedy usiadłam w samolocie to odetchnęłam z ulgą i radością.
UsuńUdanego tygodnia, pozdrowienia.
To i moje klimaty! Coś czuję, że dobrze bym się tam czuła!
OdpowiedzUsuńLotniskowych przygód zdecydowanie nie zazdroszczę, ale ważne, że dotarłaś do miejsce bezpiecznie:)
okularnicawkapciach.wordpress.com
Gdybym musiała spędzić noc w Amsterdamie i wracać następnego dnia no to trudno. Jestem optymistką ale nie spodziewałam się, że uda się przebukować mój lot tak, żebym musiała czekać tylko dwie godziny. Ale się udało zatem tę przygodę trzeba uznać za mającą happy end.
UsuńPo latach prowadzenia bloga, rozpoznajemy tych samych przyjaciół w grupie podróżniczo-kulturalno-refleksyjnej ❤️ to zadziwiające jak się odnaleźliśmy wśród setek może nawet tysięcy blogerów rozpoczynających swoje przygody kilkanaście lat temu. Ja zaczynałam kiedyś na Onet.podróże, to już będzie 20 lat temu. Pamiętam takiego chłopaka z angielskiej wyspy Jersey.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś twoją przyjaźń z koleżanką z Durham , a miasto takie angielskie, prosto z wielkich klasycznych powieści.
Do UK mam szczególny stosunek, to jakby dla mnie druga ojczyzna. Kontakty bliźniacze z angielskim miastem w Yorkshire rozpoczynałam zaraz na początku lat 90. Przez wiele lat jeździłam kilka razy do roku, a w okresie przedunijnym autobusem 👏 Londyn znałam lepiej niż Warszawę. Obie córki mieszkały tam przez kilka lat raz jedna, raz druga. I w końcu mój drugi mąż jestem Anglikiem chociaż amerykańskiego pochodzenia.
Mam też cudowną blogową koleżankę w Anglii, która obecnie przedstawia swoje refleksje na Instagramie.
Mnie zawsze bardziej interesuje aspekt refleksji związanych z podróżą, niż stricte turystyczne informacje, Które zwykle i tak wplecione są w indywidualne rozważania.
Pozdrawiam.
Ja też bloguję już ponad dekadę co jest sporym kawałkiem czasu, miałam krótsze i dłuższe przerwy ale zawsze do tego wracałam. Teraz kryzysy minęły i grzecznie, z dużą pasją przykladam się do pisania. Pisałam kiedy blogi podróżnicze były bardzo popularne, bardzo żałuję, że mnóstwo ciekawych osób zniknęło z blogosfery. Też kładę nacisk na swoje przeżycia i wrażenia, nie ma u mnie raczej treści merytorycznych ani porad skąd, dokąd i za ile. Piszę o podróżach, życiu i głupotach i na tym się skupiam 🙂. Bardzo się cieszę, że połączyły się nasze blogowe ścieżki bo czuję pokrewieństwo dusz. Pozdrawiam Cię cieplutko z balkonu i życzę fajnego weekendu.
UsuńWszystko dobrze...a do Norwegii???
OdpowiedzUsuńJuż się przecież wprosiłam zatem pozostaje jedynie zgrać terminy 😘
UsuńJak tam pięknie. Gratuluję tak owocnego spotkania i cieszę się nim razem z Tobą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję! Durham jest bardzo klimatyczne.
UsuńPodoba mi się taka architektura kamienna każdy obiekt pałac, zamek czy katedra mają jakąś tajemniczą moc. To jest zupełnie coś innego niż obecna betonoza. Pozdrawiam życzę jak najwięcej podróży, które sprawiają Tobie przyjemność.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Mam odczucia identyczne jak Twoje, angielskie miasteczka zawsze wydają mi się otulone jakąś magią i tajemnicą, to chyba przez kolor naznaczonych upływem wieków murów. Betonozy też nie lubię, razi mnie również modernizacja kamienic w tak brzydki i nowoczesny sposób, że się nie da patrzeć.
UsuńŻyczę Ci dobrego dnia. Pozdrawiam cieplutko.
Durham przypomina mi trochę Edynburg, no może w mniejszym wydaniu, ale klimat ma podobny, czyli świetny. Bardzo się cieszę, że się spotkałyście i zwiedziłyście tak fajną miejscóweczkę. Ja może kiedyś dotrę, na razie ciągle myślę w jaki sposób. Ale poczekamy...
OdpowiedzUsuńA teraz dla osłody niedostatków pogodowych zapraszam Cię do Tallina. Całusy Monia:)))
Uleńka może faktycznie coś w tym jest, że Durham ma coś z Edynburga tylko w mniejszej skali. Oba te miasta są ulubieńcami Marty więc muszą mieć cechy wspólne. W Edynburgu nie byłam ale następnym razem jak polecę do Marty to zahaczymy o Edynburg bo od niej to tylko 2,5 h pociągiem. Zatem jest plan 🙂.
UsuńRadosnego dnia Kochana.
Ileż dobrych stron ma blogosfera! Możliwość nawiązania relacji w realu to chyba największa jej wartość!
OdpowiedzUsuńSuper, że mogłaś odwiedzić Durham w tak dobrym towarzystwie. Dla mnie również dawna wizyta w UK miała szczególne znaczenie, bo była odwiedzinami u rodziny, która dołożyła mnóstwo starań, by pokazać mi niezwykłe miejsca południowej Anglii. I rozumiem Twój zachwyt zabytkową zabudową Durham. Jeśli mnie moja wątła wiedza nie myli, to chyba neogotyk - styl powstały ok. XVIII wieku właśnie w Anglii. Dokładnie w takim samym stylu - zbudowany z kamienia - jest odwiedzony przez nas parę dni temu, kościół parafialny we Wleniu: ostre łuki stosowane w wysokich, wąskich oknach, drzwiach i elementach dekoracyjnych, często ozdobione kolorowymi witrażami, które tworzą piękne aranżacje świetlne. I choć mam podobnie (świątynie nie są w centrum mojego zainteresowania) to bywają wyjątki, gdy styl budowli nadaje jej szczególny charakter i to coś, co mnie ujmuje ;-))
Pozdrawiam najcieplej - wciąż jeszcze urlopowo!
Anita
Spotkania z blogowymi znajomymi to przepiękna rzecz, najbardziej wartościowy efekt blogowania. Ale wiesz co? Cenię sobie również te wirtualne znajomości z osobami co do których mam pewność, że łączy nas pokrewieństwo dusz. I czasem wyobrażam sobie jak to by było fajnie zebrać ich wszystkich w jednym miejscu i spędzić razem trochę czasu. Jak moja wyobraźnia za bardzo się rozbuja to w myślach organizuję takie spotkanie w dogodnym dla wszystkich miejscu 🙂. Kto wie, może kiedyś odważę się je zrealizować?
UsuńPięknej końcówki urlopu w takim razie. Moc serdecznych pozdrowień.
Ale klimat!
OdpowiedzUsuńTaki jak lubię
UsuńDurham, miasto które kiedyś było na naszej podróżniczej liście. Po Twoim wpisie widać, że warte zwiedzania, dla wspaniałej katedry i jako miasto wikingów. Architektura miasta wprowadza w niezwykły klimat. Trzy razy coś stawało na przeszkodzie naszej podróży do Wielkiej Brytanii i trochę mnie to zniechęciło. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda. Wiem, że się mówi, że do trzech razy sztuka ale może w przypadku Anglii można zamienić to na do czterech? Ze swojej strony mogę Cię jedynie zapewnić, że warto. Anglia swoim klimatem i pięknem odwdzięczy Wam się za podejmowane tyle razy próby żeby tam dotrzeć.
UsuńPozdrawiam cieplutko Ciebie i Asię 🙂