Czytam, więc jestem, uwielbiam się przemieszczać, i nie ważne czy samolotem, czy rowerem,zapamiętywać chcę - sercem i aparatem, a żyć nie mogę bez książek, podróży, roweru, spacerów, rozmów i moich licznych pasji. Dzięki hektolitrom herbat wszelakich wypijanych codziennie trzymam się jakoś w pionie:)

W razie pytań lub chęci kontaktu: malamo@op.pl :)

Warto przeczytać


15/08
2025

Szentendre. Między górami a brzegiem Dunaju

 Nie będę kryć się z tym, że moje pojęcie o Węgrzech było zgoła inne niż to co zastałam na miejscu. Budapeszt zaskoczył mnie pod wieloma względami a te zaskoczenia, wszystkie co do joty, były pozytywne i miłe. Mam nadzieję, że nie przeczyta tego żaden Węgier, a nawet jeśli przeczyta, to tego nie zrozumie bo cóż, naprawdę nie przypuszczałam, że węgierska stolica okaże się tak bardzo europejska.



 Pod pierwszym wpisem z Węgier wielu z Was pisało w komentarzach o tym, że stolica to co innego i że poza nią często widzi się zupełnie inną rzeczywistość, bliską temu jaką znamy sprzed kilku dekad i niemal identyczną z Węgrami z moich wyobrażeń. I powiem Wam, że jestem  w stanie w to uwierzyć. Namiastkę tego, będącą jednocześnie tym, o czym pisaliście Wy, miałam podróżując pociągiem do oddalonego o 20 km od Budapesztu Szentendre. Pociąg wyglądał niemal jak zabytek a jedynym nowoczesnym akcentem był system nagłośnień informujący o kolejnej stacji. Usłyszenie nazwy było już natomiast niemożliwe, bo upał panował wielki, wszystkie okna były otwarte, bo klimatyzacja jeszcze tutaj nie dotarła a hałas pociągu skutecznie zakłócał głośniki. Aha, przed podróżą należało skasować bilet w - uwaga - kasowniku na dziurki. Powiem Wam, że nawet w tych moich wyobrażeniach nie pojawiły się takie atrakcje.


 Samo miasteczko jest natomiast bardzo urokliwe, pełne folkloru, rękodzieła, klimatycznych zaułków, małych domków zaniedbanych w uroczy sposób - znalazłam tu wszystko co lubię! Oprócz tego znalazłam również poczciwe Węgry z moich wyobrażeń a kiedy weszłam na pocztę aby kupić znaczki to byłam pewna, że przez stare drewniane wahadłowe drzwi wkroczyłam do wehikułu czasu. 



 Cieszę się, że jeśli chodzi o podróżowanie to jestem zachłanna i głodna świata i nawet kiedy planuję city break'a, to najczęściej robię to z rozmachem 😀. Rozmach ten przejawia się u mnie dodatkową ilością dni, tak żeby starczyło na jakiś wypad za miasto ale rownież czasową rezerwą na błądzenie bez celu, przesiadywanie w parkach i obserwowanie życia. Takie niepozorne momenty, dla niektórych będące pewnie stratą czasu, dla mnie są zawsze źródłem najfajniejszych i najciekawszych wspomnień.




 Ponadtysiącletnia historia Szentendre jest ciekawa głównie przez zamieszkujące to miasteczko nacje. O kurka wodna, jakie tu ludy nie żyły. Przez wieki swoje ślady zostawili tutaj Celtowie, Rzymianie, Madziarze, Serbowie, Chorwaci, Niemcy, Słowacy i Grecy. To właśnie z czasów kiedy głównymi mieszkańcami Szentendre były trzy ostatnie narodowości pochodzi większość zabytkowej zabudowy, np. barokowe budynki z elementami typowymi dla Europy południowej oraz prawosławne świątynie. Obecnie w tych narodowościach dokonało się przetasowanie i z tego co zauważyłam ( a nie było to trudne ), 90% "gości" to Azjaci a pozostałe 10% stanowili Hiszpanie i Polacy.



 Zanim jednak na potrzeby tego wpisu dokształciłam się w temacie historii Szentendre, już pierwsze kilka minut spaceru przywołało mi skojarzenia z Bałkanami. Zapewne sprawiła to mieszanka wszędobylskiego zapachu dymu z grillowanych w restauracjach mięs a także pochmurna, lekko deszczowa pogoda, niemal taka sama jaka towarzyszyła nam w Mostarze. Menu w restauracjach też jest podobne bo oprócz tradycyjnych węgierskich dań można zjeść potrawy znane nam z Chorwacji i Bośni.

 Poniższe zdjęcie dedykuję Julii z Majorki ( wszyscy znają? Nie??? To biegusiem zapraszam TU ). W swoim ostatnim wpisie Jula wyraziła obawy, czy zwiedzanie cmentarzy podczas podróży jest normalne. Otóż moja kochana, jest. Jak najbardziej jest. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że kto nie zagląda na cmentarze ten dużo traci i niech żałuje. "Obracasz" się w dobrym towarzystwie, na swoim koncie mam cały ogrom cmentarnych podróżniczych wrażeń ( ale to brzmi... ), spokojnie starczyłoby tego na pokaźny, cmentarny wpis.



 Kiedy planując wyjazd do Budapesztu szukałam w internecie inpiracji na jednodniową wycieczkę gdzieś niedaleko, w poleceniach Szentendre pojawiało się najczęściej. W związku z tym miałam świadomość tego, że sami tam raczej nie będziemy, a o spokoju, ciszy i pustych uliczkach to ja mogę sobie jedynie pomarzyć i to po sezonie. Jakież byłe moje zdziwienie kiedy okazało się, że turyści są ale w ilości mniejszej niż ta, której się obawiałam a znalezienie uliczki, na której byliśmy tylko my było łatwizną. Może wszystkich odstraszyły ciemne chmury, które nawet dwa razy przyniosły lekki deszcz?


 Spacerując po Szentendre warto na moment opuścić miasteczko i spojrzeć na okolicę z perspektywy, brzegu Dunaju na przykład. Można wtedy dostrzec, że jakby było mało atrakcji jakie kryje w sobie Szentendre, to jeszcze jest pięknie położone, między Dunajem a górami Wyszechradu.

 Cieszę się, że uciekliśmy na jeden dzień z high life'u stolicy aby poznać Węgry z moich wyobrażeń. Małe miasteczka, niezależnie od szerokości geograficznej, kryją w sobie ogrom uroku, niemożliwego do odnalezienia w wielkich, nowoczesnych metropoliach. Szentendre zwolniło nasze wakacyjne tętno i uspokoiło emocje ale w sumie tylko na jeden dzień, bo już kolejnego, z typowym dla nas entuzjazmem, ponownie ruszyliśmy na podbój węgierskiej stolicy.


 Jak tam letnie samopoczucie Kochani? Wszystko u Was w porządku? Mam nadzieję, że sierpień daje się lubić a zarówno atmosfera jak i pogoda sprzyjają fajnemu i ciekawemu życiu. Pozdrawiam Was cieplutko z balkonu, wczoraj pobiłam rowerowy rekord życia zatem dzisiaj mój plan na resztę dnia przewiduje siedzenie w bujanym koszu, z książką w ręku i nogami w górze, a co! Uściski.



Komentarze

  1. Najpierw dziękuję za kartkę z Norwegii. Byłam u wnuka , a gdy wróciłam czekały na mnie dwie, także od Ani.
    Wycieczka wspaniała, jak podróż wehikułem czasu, a te uliczki i detale - cos pięknego!
    Cieszymy się ciepełkiem, choć niektórzy już narzekają i jak tu ludziom dogodzić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, my ludzie jesteśmy dziwni. Najpierw narzekania, że zimno i lipiec bardziej jak lipcopad a kiedy wyszło tak przez wszystkich wyczekiwane słońce, to się zrobiło za gorąco. Mnie ciepłe dni cieszą tego lata wyjątkowo mocno bo były deficytem.
      Cieszę się, że kartka sprawiła Ci radość.
      Serdeczności.

      Usuń
  2. Miasteczko rzeczywiście urokliwe, zdjęcia zrobiłaś zachęcające do odwiedzin ,kiedyś, dawno temu zakochałam się w jednym miasteczku węgierskim, zostałam w nim mimo, że nie było takiego planu, nazywa sie Tihany i leży nad Balatonem, może kiedyś tam zajrzysz , jeżeli jest ciągle takie jak wtedy, spodoba Ci się.
    Podobnie zaurczył mnie Czeski Krumlow, może tam byłaś. też zostałam tam na dłużej, sliczne miasteczko. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czeskim Krumlowem jestem przezachwycona, w Szentendre nie było aż tak fajnie. Ale klimat małych miasteczek uwielbiam, fajnie było na jeden dzień wyjechać ze stolicy i zobaczyć na Węgrzech coś więcej niż tylko Budapeszt. Po drodze mijaliśmy Węgry bliskie moim wyobrażeniom chociaż muszę przyznać, że niektóre kadry przypominały mi te nasze, rodzime. Wioski i miasteczku bardzo często są do siebie podobne, nieważne w którym kraju jesteśmy.
      Pozdrawiam Cię cieplutko w ten cudowny, słoneczny poniedziałek.

      Usuń
  3. Ponad 10 lat temu (jak ten czas leci!) spędziłam na Węgrzech łącznie prawie półtora roku, tylko w tej części mocno na zachód, mieszkając w ładnym mieście i na zadbanej wsi pod tym miastem, i powiedziałabym, że było porównywalnie, jak w Polsce. Trochę gorzej np. pod względem cen. Uznaliśmy też, że gdyby zamienić Polaków i Węgrów miejscami, nie byłoby wielkiej różnicy ;) Kiedyś byłam też na trekkingu w Rumunii i kiedy się przekraczało granicę z Węgrami, od razu widać było przeskok, więc w moim wyobrażeniu Węgry nie były krajem, gdzie można przenieść się w przeszłość (Rumunia owszem). Ale ja się potrafię zdziwić, jak przejeżdżam przez nieznany mi rejon Polski ;)
    Szentendry na zdjęciach i z opisu robi wrażenie miasteczka, które by mi się na pewno spodobało, ślicznie wygląda i ma swój klimat.
    A cmentarze też lubię odwiedzać, najlepiej jakieś przypadkowe. Ciekawi mnie, jak wyglądają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzenie, że Polak i Węgier to dwa bratanki zapewne nie wzięło się znikąd. Również zauważyłam wiele podobieństw, np. w stylu ubierania się. I widziałam dużo ładnych kobiet a w samolocie siedziały za mną dwie Niemki i też się nimi zachwycały. Nawet jedna powiedziała, że dopóki nie poleciała na Węgry to uważała, że Polki są najładniejsze :). Po drodze z Budapesztu do Szentendre widziałam z okien pociągu bardzo zbliżone do polskich kadry, biedniejsze rejony Europy chyba wszędzie wyglądają podobnie.

      Usuń
  4. Ale dobrze, że zajrzałaś na prowincję. Kto nie zna małych miasteczek, ten w zasadzie nie zna zwykłych ludzi, ich rzeczywistości i trudów życia. Stolica zawsze będzie reprezentacyjna i będzie mieć wyższe standardy.
    A wiesz, że ja tęsknie za czasami kiedy były takie kasowniki? Podziwiam przyklejone do siebie kolorowe kamieniczki, urocze skwery i spokojne życie.
    Udanego weekendu, pozdrawiam.🤗🫶

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam tak samo jak Ty. Na prowincji i poza dużymi miastami życie widać w trochę prawdziwszej wersji, nie przygotowanej z myślą o turystach. Prawdziwy obraz kraju uzyskamy poruszając się poza głównym szlakiem, jadąc zwykłym środkiem lokomocji albo siedząc przy kawie w mało turystycznej dzielnicy i obserwując zwykłą codzienność. Tam zobaczymy wszystko takim jakim jest a nie jakim władze danego kraju chcą, żebyśmy to widzieli.
      Serdeczności poniedziałkowe, a dzień mam przecudny! Takiego życzę i Tobie.

      Usuń
  5. pamiętam to miasteczko /nazywane nieraz węgierskim Kazimierzem/, choć niezbyt wiele, bo to było dość dawno... kolejkę HEV rzecz jasna też pamiętam, bo nią się kursowało na i z campingu Romai Furdo... za to archaiczny system kasowania biletów faktycznie zrobił na mnie pewne wrażenie, bo wtedy też taki był...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pociąg z nowoczesności miał niewiele, bo i wystrój, i siedzenia, i okna, i kasowniki czasy miały swoje lata. Nowoczesny był system nagłośnień aczkolwiek przez hałas i tak nie można było nic zrozumieć. Dla nas ta podróż była podróżą w czasie do lat, kiedy w Polsce było tak samo, a co wspominamy z rozrzewnieniem. Nagraliśmy sobie nawet krótki filmik z kasowania biletu :)

      Usuń
    2. wiesz, kto tam teraz rządzi na Węgrzech i wielu Wegrów daje mu (sorry) dupy... więc wiesz, że jest, jak jest, także w systemie pobierania opłat za przejazd komunikacją podmiejską...

      Usuń
  6. Tytuł przypomina mi słynny romans Rodziewiczówny Między ustami a brzegiem pucharu🤣
    Pisałam komentarz rano i wyszedł mi błąd 😭 Jak ja nie lubię takich sytuacji. Czasami się zdarzają nie trzeba pisać na nowo.
    W niemieckim Zittau czyli Żytawa, taki pociąg jest atrakcją turystyczną.
    Węgrzy są jednak trochę zacofani, ale może i w tym urok. Małe miasteczka są doskonałym znakiem czasu. W każdym europejskim państwie są takie cudeńka. Z pewnością też się na innych kontynentach, jeśli tylko budowane na dobrym prawie niemieckim, z placem czyli rynkiem ratuszem kościołem .
    kamieniczkami. Twoje zdjęcia wspaniałe do przewodnika turystycznego.
    Na Dolnym Śląsku cały czas jestem w małych miasteczkach, a niedługo znowu jadę do Wrocławia. To prawdziwa metropolia.
    W sumie Węgry to mają jedno wielkie miasto czyli stolicę, bo pozostałe są naprawdę średniej wielkości.
    Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam problem z komentarzami, zwłaszcza tymi dłuższymi a moje przeważnie takie są. Albo mi znikają podczas pisania albo podczas próby publikacji. Dlatego teraz, zanim skomentuję, kopiuję sobie ten komentarz i mam go w pamięci telefonu, już wiele razy uratowało mi to sytuację. Bo kiedy pięć minut piszę komentarz po czym on znika kiedy chcę go opublikować, to cóż, bywam lekko zbulwersowana :).
      Tytuł posta jest zamierzony, jego podobieństwo do tytułu książki Marii Rodziewiczówny też a Tobie należą się brawa, że obie te rzeczy skojarzyłaś. Wszystkiego dobrego na nowy tydzień, uściski.

      Usuń
  7. Monia!
    Zgadzam się z Tobą, że Szentendre to przeurocze miasteczko. Taki maleńki klejnocik. Tam faktycznie czas się zatrzymał dawno temu. Warto pospacerować, zagadnąć do maleńkich sklepików, pogubić się wśród krętych uliczek, przejść się wzdłuż ładnie zagospodarowanego brzegu Dunaju, a także wspiąć na szczyt miasteczka, by zerknąć na panoramę. Jest tutaj mnóstwo straganów z pamiątkami i niestety, mnóstwo turystów ale ci są wszędzie. W maju jechałam przez Węgry do Chorwacji. Tamtejsze wioski w porównaniu z polskimi są baaaardzo daleko w tyle.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tak to już jest z krajami, których głównym żródłem dochodu jest turystyka. Obiektem największych inwestycji są kurorty, duże miasta i atrakcje turystyczne co skutkuje tym, że bardziej widoczny jest kontrast między miejscami dla turystów a tymi w których żyją zwykli, często również gorzej sytuowani ludzie. Dlatego bardzo lubię podróżować po danym kraju bo to właśnie podczas zwykłej drogi, między najbardziej znanymi destynacjami, można zobaczyć życie takim jakie jest. A ja niezmiernie jestem spragniona takich przyziemnych, zwyczajnych wrażeń.
      Pozdrawiam Cię Łucja serdecznie i życzę Ci tygodnia pełnego dobrych chwil. I dużo słońca!

      Usuń
  8. Szentendre ma swój urok i klimat , ale o dużej różnorodności na co miały wpływ nacje które tam żyły. Pamiętam te uliczki i sklepiki z marcepanem i pięknie haftowanymi wyrobami. Byliśmy tam na tyle dawno, że wspomnienia już mocno wyblakły, więc ten wpis sprawił wiele radości. Wakacje się kończą, turystów będzie ubywać a my ruszamy w Polskę. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miałabym jakoś określić klimat Szentendre ukierunkowując go geograficznie, to określiłabym go mianem bałkański. Czułam się tam trochę jak w Mostarze chociaż architektonicznie bardzo się różnią. Niemniej jednak wyczuwałam w powietrzu i w nastroju coś takiego, co mnie przenosiło we wspomnieniach do Bośni i Hercegowiny.
      Życzę Wam udanego, przyjemnego urlopu i mam nadzieję, że dopisze Wam pogoda.
      Wakacje się kończą, Wy ruszacie w Polskę, ja w czwartek lecę do Madrytu a w przyszłym tygodniu w trochę inną stronę :). Serdeczności.

      Usuń
  9. Jakoś tak skojarzyło mi się to miejsce z naszym polskim Kazimierzem Dolnym. Podobna urokliwość, rząd małych, przytulonych do siebie kamieniczek i ten małomiasteczkowy klimat...
    Oczywiście to porównanie jest pozytywne, bo nasz Kazimierz to cudowne miejsce. Wprawdzie byłam tam dawno temu, ale wszystko doskonale pamiętam.
    Na Węgrzech nie byłam. I jak pisałam wcześniej, moi bliscy zachwycają się Budapesztem. Ja chyba wolałabym zwiedzić to Szentendre... to musi być niesamowite i zapadające w pamięć miejsce.
    A Twoje piękne zdjęcia tylko to potwierdzają.
    Pozdrowienia gorące przesyłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Iwonka, Budapeszt też jest przepiękny! Ja raczej nie lubię dużych miast a węgierską stolicą jestem zachwycona. Mimo wszystko fajnie było na jeden dzień uciec od wielkomiejskiego zgiełku i gwaru by poczuć klimat małego węgierskiego miasteczka. Bez tej jednodniowej wycieczki mój węgierski urlop byłby zdecydowanie uboższy, nawet patrząc przez pryzmat tego, że Budapeszt dał mi mnóstwo pięknych i niezapomnianych wrażeń.
      Wszystkiego dobrego, zwłaszcza humoru. Przeczytałam wczoraj wieczorem Twój wpis tylko nie miałam natchnienia, żeby skomentować. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze bo niby dlaczego ma być źle. Buziaki.

      Usuń
  10. Faktycznie, bardzo urokliwe! Warto czasem zbaczać z popularniejszych szlaków. Też lubię zwiedzać małe miasteczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że warto zboczyć z drogi, poza szlakiem można zobaczyć prawdziwą codzienność, zwłaszcza w mniejszych mieścinkach.

      Usuń
  11. Niesamowicie urokliwe miasteczko, lubię odwiedzać te mniejsze, mniej turystyczne. Na Węgry mnie ciągnie teraz jeszcze bardziej!
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowne miasteczko, które ma przeuroczy prowincjonalny klimat! Te odrapane tynki kamieniczek, bramy, murki, pnącza i kwiaty w donicach dodają duszy takim miejscówkom. Ponadto dojazd z Budapesztu do Szentendre pociągiem to podróż niezwykle sentymentalna, również w przeszłość, gdyż takich kasowników już się nie spotyka. Teraz wszystko jest elektroniczne, cyfrowe, na aplikacje i inne innowacje ;-))
    Cóż mogę jeszcze dodać, że... bardzo lubię odwiedzać cmentarze... w szczególności te zabytkowe. Udowadniasz, że warto zejść z utartych ścieżek, zahaczyć o mniej oczywiste miasta i miasteczka, by chwytać takie unikalne chwile sennych, prowincjonalnych zakątków!
    Ściskam i pozdrawiam... już po urlopie ;-))
    Anita

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

DZIĘKUJĘ ZA CZAS POŚWIĘCONY NA MOJĄ RADOSNĄ TWÓRCZOŚĆ. KAŻDY KOMENTARZ MNIE CIESZY I ZA NIE RÓWNIEŻ SERDECZNIE DZIĘKUJĘ.